Nie jest źle

By Unknown - 11:21

Hejka!

Tja... Trochę mnie tu nie było... Jakieś dwa tygodnie? Możliwe. No cóż, trochę się u mnie działo, więc może to wszystko streszczę. Jeśli nie chce się Wam czytać tego, co się u mnie działo tylko wolicie jedno, sensowne wytłumaczenie mojej nieobecności to przykro mi, ale najzwyczajniej go nie mam. No, to chyba tyle we wstępie. Teraz czas na historię ostatnich dwóch tygodni.

Zacznijmy może od pierwszego tygodnia, a dokładniej 5 kwietnia. Otóż była to środa rano, no, może nie aż tak wczesne rano, ale przed południem. Pojechałam razem z mamą do lekarza, który stwierdził (a raczej uzmysłowił mojej mamie), że nietolerancja fruktozy nie jest chorobą śmiertelną. O alleluja! I co? Nadal muszę ograniczać te wszystkie dziadostwa (tzn całe jedzenie świata (no prawie całe, ale jak chcecie wiedzieć więcej to sami poczytajcie sobie na ten temat)), ale nie umrę od tego. Ta-da!!!
A potem przyszedł weekend. Był on... Sama nie wiem. Pojechałam z rodzicami i młodszą (duuuuuuuuużo młodszą) siostrą na rekolekcje do Zembrzyc. Jeśli mam być szczera, to nadrobiłam tam spanie z całego minionego tygodnia (ale niektóre konferencje były bardzo ciekawe). Nauczyłam się na pamięć "Shape of you" i przeczytałam drugą część "Bety". I zrobiłam mnóstwo zdjęć. (część z nich tu widzicie, ale starałam się je ograniczyć do minimum)
Nienawidzę poniedziałków. A zwłaszcza tego, który był 10 kwietnia. Chociaż, jakby nie patrzeć, to nie był on taki zły. Byłam u psychologa. Nie, przepraszam. PSYCHIATRY. Na początku było kiepsko, ale potem było lepiej. Ostatecznie wyszło na to, że nie jestem chora psychicznie, mam iść do psychologa, bo nie radzę sobie z emocjami i to wszystko. Uważam, że ta cała wizyta nie była mi potrzebna, ale przynajmniej rodzice dali mi spokój. Jedyny plus.

Reszta tygodnia upłynęła normalnie. W piątek zrobiłam gruntowe porządki w pokoju, w sobotę piekłam ciasta, a w niedzielę, w Wielkanoc, pojechałam do cioci. No właśnie... Wielkanoc.

Nie żeby było mi jakoś specjalnie smutno z tego powodu, ale jest mi... przykro? Nic nie dostałam... W zeszłym roku prezenty dostaliśmy tydzień później, ale... No cóż, przynajmniej szukaliśmy jajek w ogródku. Tak się teraz zastanawiam, że może rodzice faktycznie nic nam nie dadzą? Tja... Będę czekać. Przynajmniej od cioci dostałam prezent...

Wczoraj... napisałam piosenkę. Tylko tekst, ale i tak jestem z siebie dumna. To znaczy, jakaś tam melodia jest, ale kompletnie się nie nadaje, dlatego najpierw muszę to wszystko dopracować, a potem się nią z Wami podzielę. Kiedyś na pewno.

 Pastel  =^.^=







  • Share:

You Might Also Like

1 komentarze

  1. Piękny post ♥
    Zapraszam do mnie, może wspólna obserwacja? :)

    veronicalucy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń